W stanie Wirginia w USA od uprawomocnienia się wyroku śmierci do wykonania egzekucji mija średnio 8 lat. Na Białorusi reżim potrzebował zaledwie kilku miesięcy, żeby zabić dwóch przyjaciół skazanych za zamachy w białoruskim metrze. Miejsce pochówku jest nieznane, nie wiadomo co stało się z ciałami. Wiadomo, że zostali rozstrzelani.
11 kwietnia 2011 roku, godzina 17:56. W mińskim metrze na stacji Kastrycznicka rozlega się wybuch. Eksploduje bomba. 15 zabitych, 387 rannych.
30 listopada 2011 roku. Ogłoszony zostaje wyrok Sądu Najwyższego, który za winnego przeprowadzania zamachu w mińskim metrze uznaje Dźmitryja Kanawałau, a Uładzisłaua Kawaliou uznaje winnym pomocnictwa. Zostają skazani na wyrok śmierci. Są przyjaciółmi z dzieciństwa.
16 marca 2012 roku. Matka jednego za skazanych, Lubou Kawaliou, otrzymuje list potwierdzający wykonanie wyroku na jej synu. Trwają spekulacje o rozstrzelaniu Dźmitryja Kanawałau.
17 marca 2012 roku. Ogólnobiałoruska telewizja informuje o rozstrzelaniu obydwu 25-latków.
Ostatnie takie miejsce
Białoruś jest jedynym krajem w Europie, w którym obecnie zasądza się i wykonuje karę śmierci. Jest też jedynym krajem w Europie rządzonym przez dyktatora. Już to nakazuje wątpić w prawdziwość procesów. Także proces Kanawałaua i Kawalioua pozostawia wiele wątpliwości. Informacja o złapaniu prawdziwych sprawców zamachu została ogłoszona dość szybko. Dziwnie szybko. Ale przecież tak szybko i sprawnie działa wymiar sprawiedliwości na Białorusi. Tak sprawnie kieruje nim prezydent Aleksander Łukaszenka. Nie pozwoli przecież na destabilizację sytuacji w swoim państwie. A jeśli już ktoś odważy się na taki krok – poniesie surowe konsekwencje. Pytanie brzmi: ilu ze skazanych na śmierć (których na Białorusi jest wielu: dokładna liczba nie jest znana) w rzeczywistości było niewinnych?
Winny, niewinny, zmuszony?
Kanawałau przyznał się do winy odmawiając zeznań w sądzie: odczytano je z kartki. Po prostu się przyznał. Do wszystkiego. Ludzkość zna jednak wiele sposobów przymusu. Czymże jest dla specjalistów wymusić czyjś podpis pod zeznaniami?
Kawaliou podczas swojego ostatniego oświadczenia w sądzie utrzymywał, że jest niewinny. Zaprzeczył też winie Kanawałaua. Miał również przyznać matce podczas widzenia, że Dźmitry zgodził się na wszystko, bo został do tego zmuszony.
W cieniu wątpliwości oraz nieprawidłowości proceduralnych w trakcie śledztwa i procesu trudno uwierzyć w winę skazanych. Trudno uwierzyć w uczciwy proces w takim państwie jak Białoruś. W stanie Wirginia w USA od uprawomocnienia się wyroku śmierci do wykonania egzekucji mija średnio 8 lat: 8 lat, w czasie których może się znaleźć dowód, które wpłynie na zmianę decyzji sądu. Kawalioua i Kanawałaua rozstrzelano po 4 miesiącach. Czy była to walka o sprawiedliwość? Raczej demonstracja siły i władzy Aleksandra Łukaszenki.
O tym, że są pewne przesłanki wskazujące na to, że przyznanie się do winy Kanawałua było wymuszone mówił Szef Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Jean-Claude Mignon. Komitet Praw Człowieka ONZ, na wniosek siostry i matki Kawalioua, zwrócił się do państwa białoruskiego z prośbą o niewykonywanie wyroku. Decyzję sądu potępiały również różne organizacje ochrony praw człowieka. Potępiała ją także Europa. Ale na potępianiu się skończyło.
Walka do końca
Znacznie bardziej znamienna i dramatyczna była walka Lubou Kawaliou o życie swojego syna. Błagała o pomoc, apelowała do prezydenta Łukaszenki: wystarczyłoby jedno jego słowo, aby niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, uratować życie 25-latków. Ale Łukaszenka był nieugięty.
Lubou nigdy nie pozna dokładnej daty śmierci syna. Została jedynie poinformowana zwyczajnym listem, że wyrok został wykonany. Według prawa białoruskiego nigdy nie zostanie jej wydane jego ciało, nigdy nie pozna miejsca jego pochówku. Ale ona chce o to walczyć. Chciałaby go z godnością pochować. Niekwestionowanego tyrana i terrorystę, Osamę Bin Ladena, potraktowano po śmierci z poszanowaniem tradycji jego religii. Młodzieńcy, których wina jest bardzo wątpliwa, na to – według państwa białoruskiego – nie zasługują. Nie, bo jeszcze miejsce ich pochówku stałoby się swego rodzaju miejscem kultu, a oni sami uznani za męczenników. Nie, do tego władza nie może dopuścić.
Na klatkach schodowych przed mieszkaniami rodzin Kanawałaua i Kawalioua w Witebsku gromadzą się ludzie, składają kwiaty i zapalają znicze. Na ulicy stoi patrol milicyjny. Ponoć byli już pierwsi aresztowani. Zdjęcie Kawalioua przepasane czarną wstążką postawiono także w mińskim metrze. Po paru minutach wyniósł je człowiek ubrany po cywilnemu.
Śledztwo samo wymaga śledztwa
Nie da się tak naprawdę orzec o winie skazanych. Na pewno nie jest to możliwe na podstawie białoruskiego śledztwa i procesu. Prawdę znali Uładzimir Kanawałau i Uładzislau Kawaliou, ale zabrali ją ze sobą do nieznanego, bezimiennego grobu. Najprawdopodobniej przedstawiciele pewnych instytucji również ją znają. Ale wątpliwe jest, że ją ujawnią.
Paradoksalnie można by rzec, że śledztwo i proces Kanawałaua i Kawalioua samo wymaga śledztwa i procesu. Wymiar sprawiedliwości w państwie dyktatorskim zawsze będzie budził niekończące się podejrzenia i wątpliwości. Proces Kanawałaua i Kawalioua tylko udowodnił, jak „prężnie, szybko i skutecznie” wymiar ten działa. I właśnie w to ma społeczeństwo wierzyć: by czuć się bezpiecznie, bo każdy złoczyńca zostanie skazany. Tylko jak tu się czuć bezpiecznie, gdy wszystko to jest tak naprawdę demonstracją siły jednego ze złoczyńców? W dodatku bardzo krwawą.
Autorka: Anna Kuleszewicz, artykuł ukazał się dla dwumiesięcznika Nowa Europa Wschodnia
Ten wpis został opublikowany w kategorii Prawa Człowieka, Rotator, Wydarzenia. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.